czwartek, 25 grudnia 2014

When it's time to go....


Rozdział 11



     Miała wrażenie, że się przesłyszała. Stała wpatrzona w puste łóżko na oddziale intensywnej terapii. Przecież to wszystko co przed chwilą usłyszała nie miało najmniejszego sensu. W sumie nie usłyszała nic konkretnego. No tak. Tajemnica lekarska. Nie była przecież nikim z rodziny. Co to wszystko do cholery miało znaczyć? Łzy napływały jej do oczu. Jeżeli kiedykolwiek miała wrażenie, że serce stoi jej w gardle, teraz to uczucie było milion razy silniejsze. Nie wiedziała co powiedzieć. Nie wiedziała co zrobić.
- Proszę Pani – zwrócił się do niej lekarz.
- Tak? – wyrwała się z zamyślenia.
- To dla Pani, poproszono mnie, żebym to Pani przekazał. W sumie dlatego do Pani zadzwoniłem – podał jej kopertę na której widniało jej imię i nazwisko.
- Dziękuję – odpowiedziała ze smutkiem. Zwróciła się w stronę drzwi wyjściowych, po drodze jeszcze kilka razy odwracając się w stronę sali, na której stało puste łóżko mamy Antka.
         Wyszła ze szpitala. Zaczerpnęła świeżego powietrza. Zastanawiała się co może znaleźć w kopercie. Za każdym razem gdy próbowała ją otworzyć i wyjąć zawartość coś ją powstrzymywało. Bała się, że to co znajdzie w środku, może być jeszcze bardziej szokujące niż wiadomość, którą przed chwilą usłyszała. Jednak musiała to zrobić. Wolała być wtedy sama, więc usiadła na przyszpitalnej ławce, wzięła głęboki oddech i szybkim ruchem otworzyła kopertę. Znajdował się w niej plik jakiś kartek i list. Zapewne od mamy Antosia, bo od kogo innego. Wzięła jeszcze głębszy oddech, trzęsły jej się ręce, a na kartkę spływały łzy z jej twarzy. 

„ Droga Hano,
 nie wiem od czego zacząć i jak w ogóle mam ubrać w słowa to co czuje. Przepraszam, że nie mówię Ci tego wszystkiego osobiście, tylko w formie listu, ale bałam się, że nigdy mi nie pozwolisz tego zrobić, jeśli stanę z Tobą twarzą w twarz. Dziękuję Ci za to co dla mnie zrobiłaś. Wiem, że gdyby nie Ty, nigdy nie znalazłabym się w tym szpitalu, nigdy nie miałabym szansy na przeszczep. Jednak czasami zdarzają się rzeczy na, które nie mamy wpływu, których nie da się przewidzieć i im zapobiec. I tak dzień przed przeszczepem dowiedziałam się, że operacja się nie odbędzie. Serce, które miała dostać zostało zakażone. Wiesz, że w moim przypadku był to prawie cud, że takie serce w ogóle się znalazło. I wiesz, tak jak ja wiem, że musiałby się zdarzyć drugi taki cud, żeby znalazło się dla mnie kolejne serce, o ile w ogóle bym dożyła do tej chwili. Moje rokowania nie są najlepsze. Mogę żyć jeszcze miesiąc, dwa, może pół roku, w najlepszym przypadku, jeżeli będę mieć szczęście rok lub trochę dłużej. Nie mogę sobie wyobrazić, że mój syn mógłby patrzeć na umierającą matkę. Dlatego myślę, że jeśli zniknę z jego życia już teraz, to rozstanie będzie dla nas obojga łatwiejsze. Nie wiem czy mogę Cię o to prosić, ale jesteś jedyną osobą, której ufam i która jest bardzo bliska mojemu dziecku. Jeśli możesz zaopiekuj się moim synem i bądź dla niego matką. Wiem, że byłabyś wspaniałą matką. W kopercie znajdziesz dokumenty adopcyjne. Wszystko załatwiłam. Jeśli się zgodzicie Antoś prawnie zostanie Waszym synem.
Przepraszam, że kolejny raz namieszałam w Waszym życiu.  Dziękuję Ci za wszystko. Proszę nie szukaj mnie.”

   Hana była sparaliżowana. Zupełnie tak jak w dniu wypadku, nie mogła się ruszyć ani wykrztusić z siebie żadnego słowa. Jej świat się zatrzymał. 


P.S. Kochani to ostatni rozdział tego opowiadania. Nie wiem jakiego zakończenia się spodziewaliście, ale mam nadzieję, że to nie było banalne. Jeśli pokochaliście Antosia nie wykluczone, że znajdzie się dla niego miejsce w nowym opowiadaniu, które powoli powstaje w mojej głowie. Proszę o komentarze do tej części i całości. Pozdrawiam, M. 

niedziela, 12 października 2014

And nothing else matters....

Rozdział 10



           Od pojawienia się w ich domu małego minęły dwa tygodnie. Mimo, że Antoś uczynił życie Hany i Piotra jeszcze bardziej intensywnym niż było i zwykle zasypiali wieczorem gdzie popadło, oboje byli bardzo szczęśliwi. Z jednej strony chcieli, żeby mama Antka wyzdrowiała jak najszybciej, z drugiej nie mogli sobie wyobrazić, że mieliby rozstać się z małym. Przez ten krótki czas wszyscy bardzo się ze sobą zżyli. Hana i Piotr starali się, aby małemu nie brakowało atrakcji, choć można podejrzewać, że dzieci z jego temperamentem nie mogą się nudzić w żadnej sytuacji.
            Siedzieli jak każdego wieczoru przy kolacji. Antosiowi tak smakowały gofry Piotra, że musiał je robić przynajmniej co dwa dni. Za każdym razem pochłaniał je w ilości, która zwyczajnie przekraczała możliwości dziecka w jego wieku, nic więc dziwnego, że przez resztę wieczoru miał tyle energii do zabawy.
- Antoś co byś powiedział jakbyśmy poszli jutro do zoo i do wesołego miasteczka? – zapytał Piotr.
            W oczach małego pojawił się błysk.
- Tak ! Tak ! – podskakiwał radośnie na krześle. A będzie słoń i żyrafa?
- No pewnie, że będzie – wtrąciła się Hana. I całe mnóstwo innych zwierząt. Zobaczymy je wszystkie.
- O nie, moja droga – zaprotestował Piotr. To męska wyprawa. A Ty odpoczywasz ! – wydał rozkaz niczym w wojsku.
- Ale Piotr… - Hana próbowała go przekonać robiąc maślane oczy, które zazwyczaj rozkładały Piotra na łopatki. Tym razem jednak starał się być stanowczy.
- Hana, powinnaś zrobić coś dla siebie. Spotkaj się z Leną, poszalejcie na zakupach. Rób na co tylko masz ochotę. Odpocznij.
- Wiesz, że dużo ryzykujesz, mówiąc, że mogę robić co chcę? – zaśmiała się.
- Z pewnością wydasz całą kasę na zakupy – roześmiał się jeszcze głośniej.
- Nie wiem czy jutro będzie Ci do śmiechu, ale zgoda.
***

          Piotr z Antosiem zwiedzali warszawskie Zoo, podczas gdy Hana z Leną piły kawę w małej, przytulnej kawiarni. Promienie jesiennego słońca uśmiechały się do nich przez okno.
- Wyglądasz na szczęśliwą Hana – Lena uśmiechała się do przyjaciółki.
- Jestem, nawet nie wiesz jak bardzo. Od zawsze sobie wyobrażałam, że nasze dni będą wyglądały właśnie tak jak teraz.
- Hana, ale wiesz…
- Tak, wiem co chcesz powiedzieć, że to nie będzie trwało wiecznie, że Antoś będzie musiał wrócić do mamy… - Uśmiech, który do tej pory gościł na jej twarzy ustąpił miejsca smutkowi. – Wiem, że to się kiedyś skończy Lena.
- Boję się, żebyś później nie cierpiała – spojrzała na przyjaciółkę z troską.
- Już teraz wiem, że to rozstanie będzie mnie dużo kosztowało, że dom będzie pusty i cichy, że nie będę miała co zrobić z wolnym czasem, nie ważne czy to się stanie jutro, za miesiąc czy za rok, będzie bolało tak samo. Nie umiem się nie przywiązywać, znasz mnie.
- Oczywiście, że Cię znam, dlatego się o Ciebie martwię.
- Poradzę sobie, przecież Antoś nie zniknie z mojego życia na zawsze, przynajmniej taką mam nadzieję. Myślę, że nadal będziemy się widywać.
- A jak się czuje jego mama?
- Na dniach będzie miała przeszczep, na razie wzmacniają jej organizm przed operacją.
- Antoś pewnie za nią tęskni, co?
- Czasami o nią pyta, ale nie wygląda to na typową tęsknotę dziecka za matką.
- Jest mu z Wami dobrze, to pewnie dlatego.
- Nam z nim też, jest naprawdę cudownie. Musicie nas koniecznie odwiedzić z Felkiem. Myślę, że chłopcy się polubią.
- Odwiedzimy, obiecuję. Chodź idziemy kupić coś naszym chłopcom – zaproponowała Lena.
       Ruszyły w stronę galerii handlowej.
***
       Mimo, że Piotr spędzał często wiele godzin przy stole operacyjnym, a jego nogi były zazwyczaj odporne na zmęczenie, dzisiaj ból dawał mu się we znaki. Spacerowali prawie cały dzień. Antoś chciał koniecznie zobaczyć każde zwierzę w Zoo. Najbardziej oczywiście podobały mu się te największe.
- Wcale się nie bałem wiesz? Nawet słonia – mały zagadał do Piotra, najwyraźniej dumny ze swojej odwagi.
- Jesteś przecież dzielnym chłopcem, prawda? Dzielni chłopcy niczego się nie boją.
- No pewnie, tylko dziewczyny się boją, nie?
        Piotr się roześmiał.
- Czasami się boją, ale potrafią być też bardzo dzielne, jak Twoja mama.
- Ma-ma – powtórzył mały, a w jego głosie można było usłyszeć tęsknotę. Jednak zaraz potem wrócił do tematu zwierząt. Rozmawiali o nich z Piotrem przez całą drogę do domu.
***
       Hana czekała na Piotra i Antosia z kolacją i kilkoma torbami zakupów. Piotr wchodząc do domu potknął się o jedną z nich. Z torby wysypały się zabawki, co natychmiast zauważył Antoś.
- Mogę je rozpakować? – spojrzał błagalnym wzrokiem na Hanę.
- Oczywiście, że tak ! – odpowiedziała z entuzjazmem. Wszystkie są Twoje !
- Super, super ! – zaczął gorączkowo wyciągać zabawki z torby.
      Piotr spoglądał na żonę, a ta czując o czym myśli powiedziała:
- Sam tego chciałeś, Kochanie. Cóż ja poradzę, że spodobały mi się prawie wszystkie zabawki?
- No przecież nic nie mówię, no może oprócz tego, że niedługo będziemy musieli kupić większe mieszkanie, bo tu się zwyczajnie nie zmieścimy.
- Chodź- złapała go za rękę. – Zrobiłam kolację.
      Antoś zaniósł zabawki do pokoju i również przybiegł do stołu.
- Opowiecie mi co dziś robiliście? – zapytała Hana.
- No pewnie ! Byliśmy na karuzeli ! Tak szybko się kręciła ! – Antoś opowiadał podekscytowany.
- I nie bałeś się?
- No co Ty, Hana ! Jestem twardzielem, prawda Piotr? – spojrzał w stronę mężczyzny, którego najwyraźniej uważał za autorytet.
       Piotr pogłaskał go po głowie.
- Oczywiście, że jesteś !
- I byliśmy w Zoo. Widziałem wszystkie zwierzęta ! Najfajniejsza była żyrafa. Miała taką długą szyję.
       Ich rozmowę przerwał telefon.
- Odbiorę – Hana wstała od stołu. Spojrzała na wyświetlacz. – To ze szpitala, gdzie leży mama małego.
      Spojrzała na męża myśląc co ten telefon może oznaczać.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

It’s a beautiful day and I can’t stop myself from smiling....

 Rozdział 9


           Zakorkowana o tej porze dnia Warszawa nie pozwalała im dotrzeć szybko na miejsce. Hana co chwilę spoglądała na zegarek i wydawało jej się, że wskazówki przesuwają się dwa razy szybciej niż zwykle. Piotr widząc niecierpliwiącą się żonę nic nie mówił tylko uśmiechał się lekko pod nosem. Mimo, że początkowo był zszokowany pomysłem Hany, a może nawet trochę niezadowolony, teraz radość którą widział w jej oczach udzielała się również jemu. Jedyne czego się obawiał to to, że Hana za bardzo przywiąże się do Antosia i moment w którym będą musieli się rozstać będzie dla niej zbyt bolesny. Taka była jej natura, że szybko przywiązywała się do ludzi, niejednokrotnie kończyło się to dla niej źle, kiedy doznawała rozczarowań od ludzi, których uważała za bliskich. Ale nic nie potrafiła z tym zrobić. Taka była. Spoglądała teraz przez szybę na ciągle biegnących dokądś ludzi. Myślała o tym wszystkim co ich czeka, a że nie wierzyła w przypadki wiedziała, że to wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Nie wiedziała jeszcze dlaczego, ale w głębi serca wierzyła, że niebawem się dowie.
- Piotr – oderwała się na chwilę od swoich myśli i spojrzała na niego. – Jesteś najlepszym człowiekiem jakiego spotkałam.
- Ty nim jesteś, Hana – odpowiedział ściskając ją za rękę.
            Dalszą drogę przebyli w milczeniu.

***
            Droga powrotna wyglądała podobnie, ale teraz Hana w ogóle nie zwracała uwagi na fakt, że stoją w korku. Siedziała z Anosiem z tyłu i planowali co będą robić w najbliższym czasie, choć tych planów wystarczyłoby na co najmniej sto lat. Piotr wtrącił się kilka razy w ich rozmowę przypominając, że Hana zostanie wykluczona z typowo męskich zabaw, do których należy chociażby zabawa plastikowymi samochodami. Hana nie protestowała. Cieszyła się, że Piotr również się angażuje w opiekę nad małym. Mimo, że droga powrotna trwała dłużej, gdyż Warszawa była jeszcze bardziej zatłoczona, czas minął jej bardzo szybko. W końcu dotarli do domu. Antek rozglądał się po nowym miejscu. Natychmiast dojrzał plac zabaw z mnóstwem atrakcji i pociągnął Hanę za rękę w jego stronę. Nie potrafiła mu odmówić mimo, że był już późny wieczór. Piotr zabrał się z bagażami na górę co nie było łatwe, bo Antek zabrał ze sobą prawie wszystkie zabawki uważając to za zupełnie konieczne.
- Nie bądźcie tylko długo, bo zjem wszystko sam – powiedział idąc w stronę mieszkania.
- No dobra – odpowiedział mały po czym pobiegł w stronę ślizgawki.
            Wdrapał się na nią bez najmniejszego problemu, jak gdyby była to rzecz, którą robił codziennie. Zjechał ze ślizgawki trzymając ręce w górze. Hana próbowała go przytrzymać, ale mały zaprotestował mówiąc, że da sobie radę sam. Powtórzył czynność kilka razy. Później pobiegł w stronę karuzeli. Wskoczył na jedno krzesełko.
- Hana, pokręcisz się ze mną? – spojrzał na nią proszącym wzrokiem.
            Wcisnęła się bez problemu w krzesełko naprzeciwko Antosia i kręcili się raz w jedną a raz w drugą stronę. Mały w ogóle nie tracił energii. Biegał od jednej zabawki do drugiej, dopiero gdy pobawił się na każdej stwierdził, że mogą iść do domu.
***
            W domu czekały na nich gofry z owocami, których zapach można było wyczuć już na klatce schodowej. Pospiesznie umyli ręce i usiedli do stołu. Antek czuł się jak u siebie w domu. Zupełnie się nie krępował i zachował bardzo naturalnie. Gofry najwidoczniej mu smakowały, gdyż pochłaniał je równie szybko jak Hana, która była w tej kwestii, podobnie jak w przypadku naleśników niepokonana. Kiedy w końcu z talerza znikły wszystkie gofry, opadli lekko na oparcie krzesła, robiąc to niemal jednocześnie i głośno westchnęli.
- Możemy się teraz pobawić ? – zapytał Antoś, jak gdyby takie uczucie jak zmęczenie było mu zupełnie obce.
            Hana i Piotr patrzyli na niego ze zdziwieniem.
- Pobawimy się, ale najpierw się wykąpiesz, okej? – Piotr wyciągnął do Antosia rękę, a ten odpowiedział tym samym gestem i chwilę później szli w stronę łazienki.
            Zanim Hana posprzątała po kolacji mały był wykąpany i gotowy do zabawy. Hana jednak postanowiła, co było trudne, że wszystkie zabawki, które kupiła pokaże małemu następnego dnia, bo w przeciwnym wypadku najprawdopodobniej by nie zasnęli tej nocy. Antoś przedstawił im wszystkich swoich przyjaciół, wśród których znajdowali się między innymi: miś, królik, pies i słoń. Mimo, że pluszaki zajmowały prawie pół łóżka, mały nie wyobrażał sobie zasypiać bez ich towarzystwa. Wśród zabawek znajdowała się również cała masa samochodzików różnej wielkości, była tam nawet karetka pogotowia, którą Piotr zrobił rundę po całym mieszkaniu, udając przy tym odgłos karetki. W końcu po dłuższej dyskusji mały dał się zaprowadzić do łóżka.
- A czemu tu jest tyle lalek? – zapytał obserwując rzeczy znajdujące się w pokoju Tosi.
-  Przychodzi tutaj czasem dziewczynka, troszkę starsza od Ciebie.
- To Twoja córka?
- Nie Antosiu, ale czasami nas odwiedza, więc ma u nas swoje zabawki.
            Małemu najwidoczniej wystarczyła taka odpowiedź, bo nie dopytywał dalej.
- Opowiesz mi bajkę?
- No pewnie, a jaką lubisz najbardziej?
- O smoku ! – odpowiedział mały z entuzjazmem.
            Mimo, że Hana nie znała żadnej bajki o smoku, no może poza bajką o smoku wawelskim zdała się na swoją wyobraźnię i zaczęła opowiadać. Dopiero się rozkręcała kiedy spostrzegła, że mały śpi. Jednak zmęczenie dało o sobie znać. W końcu to był dzień pełen wrażeń. Nakryła małego kołdrą, zgasiła lampkę i wyszła po cichu z pokoju.
            Piotr czekał na nią w sypialni. Położyła się obok niego.
- Niezły zawodnik z tego Antosia, nie?
- Oj tak, odpowiedział Piotr. – Myślałem, że on się nigdy nie zmęczy. Skąd dzieci mają w sobie tyle energii?
            Oboje się roześmiali. Później wtulili się w siebie mocno i nawet nie spostrzegli kiedy zasnęli.


czwartek, 14 sierpnia 2014

Have I told you lately that I love you....


Rozdział 8 
  
            Jesień zbliżała się coraz większymi krokami. Hana uświadomiła to sobie kiedy poczuła dość nieprzyjemny powiew wiatru na swojej twarzy. Stała pod szpitalem w oczekiwaniu na Piotra, który za chwilę miał kończyć pracę. Chciała przyjść do niego od razu po wizycie u Antosia i jego mamy, jednak po chwili zastanowienia stwierdziła, że nie jest to dobry pomysł, aby przekazała mu taką wiadomość w szpitalu między jego jednym zabiegiem a drugim. Zresztą w szpitalu trudno było o chwilę prywatności, a nie chciała mówić o tym przy świadkach. W gruncie rzeczy trzymanie języka za zębami przez te kilka godzin było dla niej wielkim wyzwaniem, dlatego postanowiła pójść na zakupy, co zazwyczaj pochłaniało jej pół dnia. Tak było i tym razem. Nie przeszła obojętnie koło żadnego sklepu z torebkami i mimo, że z jej szafy wysypywała się całkiem pokaźna ich kolekcja, postanowiła sobie sprawić jeszcze jedną. Zawsze uważała, że butów i torebek nigdy nie za wiele, czego Piotr nie mógł nigdy zrozumieć. Na koniec weszła do sklepu z zabawkami i artykułami dla dzieci. Wybrała całą masę zabawek dla Antosia i mimo, że nie do końca wiedziała czym mały lubi bawić się najbardziej zdała się na swoją intuicję. Kiedy szła obładowana zabawkami do kasy zatrzymała się przy artykułach dla niemowląt. Widok tych wszystkich kolorowych wózków, ubranek, grzechotek, smoczków i innych rzeczy zawsze budził w niej to samo pragnienie, przed którym nie mogła uciec. Mimowolnie wzięła w rękę małe buciki i poczuła żal pomieszany ze smutkiem. Równie szybko odłożyła je z powrotem na półkę.
- Weź się w garść Hana, nie możesz się rozkleić – karciła samą siebie za chwilę słabości.
            Po chwili oczekiwania Piotr pojawił się przed szpitalem.
- Hana, Ty znowu tutaj? Widzę, że ten szpital przyciąga Cię jak magnes. Co tutaj robisz? – zapytał zdziwiony.
- Oho, ale miłe powitanie, zamiast miło Cię widzieć droga żono – zaśmiała się. Czekam na pewnego przystojnego mężczyznę, czekaj, czekaj, jak on ma na imię… Piotr, chyba Piotr – żartowała.
- Widzę, że dobry humor Cię nie opuszcza. Oooo, a to co? – spojrzał na torby pełne zakupów. - Wykupiłaś pół galerii? Ciebie tylko na chwilę z oka spuścić – pokiwał głową. Ciekawe czy znajdzie się coś dla mnie.
- A wiesz, to zależy czy lubisz się bawić plastikowymi samochodami?
- Plastikowymi samochodami?
- A no właśnie, bo ja chciałam Ci coś powiedzieć. Będziemy mieli okazję sprawdzić się w roli rodziców.
- No na pewno, za jakiś czas jak uda nam się załatwić wszystkie dokumenty adopcyjne, ale to jeszcze trochę potrwa z pewnością. Wsiadaj – otworzył jej drzwi samochodu.
- No właśnie… - urwała na chwilę. Piotr ja Cię przepraszam, ja wiem, że powinnam najpierw do Ciebie zadzwonić, ale to wyszło tak nagle. Mówiłam Ci, że mama Antka musi iść do szpitala.
- No tak wspominałaś.
- No i właśnie o Antosia chodzi. Antoś zostanie przez ten czas u nas.
- U nas? – Piotr zaniemówił.
- Tak, ona nie ma tu nikogo bliskiego, jej maż nie żyje, zginął na morzu, a my z Antosiem bardzo się polubiliśmy i tak sobie pomyślałam.
- No tak, moja żona ratująca cały świat – powiedział z przekąsem.
- Piotr no nie gniewaj się, proszę. Nie mogłam inaczej – patrzyła na niego błagalnym wzrokiem, a on nigdy nie mógł oprzeć się jej oczom i nawet jak był na nią o coś okropnie zły, cała złość mijała kiedy tylko spojrzała na niego tym maślanym wzrokiem.
- Hana, przecież ja się na Ciebie nie gniewam, tylko martwię się o Ciebie. Nie tak dawno miałaś wypadek i powinnaś się oszczędzać.
- Piotr, ludzie mają wypadki, a potem żyją normalnie. Ja się naprawdę dobrze czuję. Nie martw się – pogładziła go ręką po twarzy.
- Jesteś szalona, ale w sumie za to Cię kocham. A tak poza tym to lubię plastikowe samochody, ale wiesz, to jest męska zabawa więc się nie obraź, ale to ja się będę nimi bawił z Antkiem. Hana – dodał po chwili, a nie kupiłabyś mi kolejki elektrycznej? – rozmarzył się.
            Roześmiała się w głos.
- I kto tu jest szalony? Piotr – złapała go za przegub ręki. – Dziękuję.
***
            Piotr brał prysznic, a Hana przebierała pościel na łóżku, które przez jakiś czas miała należeć do Antosia. Na szczęście co jakiś czas odwiedzała ich Tosia, córka Piotra, więc w ich domu znajdował się pokój przystosowany dla dziecka. Niestety oba komplety pościeli jakiej miała zawierały elementy związane z księżniczkami, ale miała nadzieję, że Antosiowi nie sprawi to większego problemu. Miała też nadzieję, że Tosia nie będzie im miała tego za złe, że w jej pokoju pojawi się nowy lokator.
- Piotr musimy za chwilę jechać – niecierpliwiła się Hana
- Już wychodzę, jeszcze sekundę
- I to podobno kobiety spędzają dużo czasu w łazience – zaśmiała się do siebie.
            Po czasie który wydawał jej się być wiecznością Piotr w końcu wyszedł z łazienki. Podszedł do niej i mocno przytulił.
- Hana – spojrzał jej w oczy. – Ale mam nadzieję, że w całym tym szaleństwie nie zapomnisz o mężu?
- O mężu? Ale o jakim mężu? – przytuliła się do niego jeszcze mocniej.
- No żartownisia, no bardzo zabawne, naprawdę.
- Piotr, głuptasie, no pewnie, że o Tobie nie zapomnę. Nasze dni będą wyglądały trochę inaczej, ale nigdy nie pozwolę zejść Ci na drugi plan.
            Uspokoił się. Pocałował ją czule. Odwzajemniła pocałunek. Zapomniała na chwilę, że spieszą się do wyjścia. W jego ramionach zawsze czas przestawał istnieć.