czwartek, 31 lipca 2014

There's a reason that at just the particular moment you came into my hands...



Rozdział 4

            Niewyraźne twarze dobrze znanych jej osób powoli nabierały ostrości. Minęła chwila zanim zorientowała się, że znajduje się w szpitalu w którym spędza prawie każdy swój dzień. Natychmiast sobie przypomniała co się zdarzyło i dlaczego teraz leży na szpitalnym łóżku.
- Czy ten chłopiec…? - bała się dokończyć zdania.
- Wszystko z nim w porządku Kochanie. Wrócił z mamą do domu i obiecali, że Cię odwiedzą jak tylko się lepiej poczujesz – odpowiedział Piotr, który cały czas trzymał Hanę za rękę.
            Odetchnęła z ulgą, zamknęła oczy i wyszeptała w myślach: „Dzięki Ci, Boże”. Mimo, że bolała ją niemal każda komórka ciała była szczęśliwa. Spojrzała w oczy zatroskanego Piotra, oczy które tak dobrze znała i z których potrafiła wyczytać tak wiele.
- Piotr – powiedziała ściskając go za rękę. – Przepraszam, że musiałeś się o mnie bać, ale nie mogłam inaczej. Kiedy zobaczyłam tego chłopca pomyślałam o naszym dziecku i o bólu jaki musiałaby czuć matka tego małego, gdyby on zginął.
- Już wszystko dobrze Hana, nic nie mów, odpocznij - wytarł delikatnie łzy z jej twarzy i pocałował.
            Spojrzała w końcu na Wiktorię, która stała po drugiej stronie łóźka. Domyśliła się, że to właśnie ona ją operowała.
- Wiki, dziękuję.
- Pani Goldberg, proszę więcej nie wywijać takich numerów, bo ręce trzęsły mi się bardziej niż przy pierwszej asyście sto lat temu – powiedziała z uśmiechem, po czym wszyscy zaśmiali się w głos.
            Hana zasalutowała jak żołnierz przykładając dwa palce do skroni.
- Tak jest Pani Doktor. W ramach rewanżu oferuję wizytę w moim gabinecie.
- O nie, nie. Do Pani Doktor to ja się na razie nie wybieram – kiwnęła przecząco głową.
            Wiktoria w przeciwieństwie do Hany była skupiona na swojej zawodowej karierze i w najbliższej, a może i dalszej przyszłości w ogóle nie brała dzieci pod uwagę.
- No dobrze drodzy państwo, wy sobie tu rozmawiajcie, a ja idę na obchód. Później przyjdę sprawdzić czy moja pacjentka się dobrze sprawuje.
            Kiedy Wiki wyszła z Sali Hana zwróciła się do Piotra.
- Naprawdę się bałeś, że mi się nie spodobasz?
- Słyszałaś? – powiedział z takim zdziwieniem, jakby zdarzyło się coś niemal niemożliwego.
            Pokiwała głową.
- Głuptasie jak mogłeś tak pomyśleć. Ja oczywiście mogłam sobie myśleć, że zrobię coś po czym będę musiała zapaść się pod ziemię i zakopać, ale Ty?  - ścisnęła go za rękę.
- Hana, jak dobrze, że jesteś – położył głowę na jej nogach, po czym trwali jakiś czas w milczeniu wsłuchując się tylko we własne oddechy.
***
            Od operacji minęły trzy doby, a Hana z każdą minutą czuła się coraz lepiej. Mimo, że jej ciało było obolałe, dostawała duże dawki leków przeciwbólowych, dzięki którym nie czuła bólu. Jej życiu nie groziło już niebezpieczeństwo więc przewieziono ją z OIOM-u na zwykłą salę i choć Piotr był przeciwny wizytom tłumu pacjentek i personelu szpitala, Hana z chęcią rozmawiała z każdym. Właśnie nastał jeden z niewielu momentów kiedy była w pokoju sama. Spojrzała na swoje pokaleczone ręcę, a ponieważ nie miała lusterka przejrzała się w telefonie, który leżał na szafce obok łóżka. Na twarzy miała kilka szwów i plastrów.
- No pięknie Goldber – powiedziała do siebie. Zobacz jak wyglądasz i się ogarnij.
            Kiedy tak wygłaszała samej sobie wykład na temat wyglądu i tego co powinna z nim zrobić do pokoju weszła kobieta z dzieckiem na rękach. Hana, pogrążona w myślach musiała nie słyszeć pukania.
- Czy możemy na chwilę? – kobieta niepewnym krokiem weszła do pokoju, ale chłopiec, który poznał Hanę wyrwał się matce z rąk i podbiegł do łóżka Hany, kładąc głowę na kołdrze.
- No pewnie, chodźcie – powiedziała głaszcząc małego po głowie. Byłeś bardzo dzielny wiesz? Jak masz na imię?
- Antoś, a Ty? – odpowiedział niewyraźnie maluch.
            Mama chłopca, która choć miała wielką ochotę rzucić się Hanie na szyję i podziękować za to co zrobiła, przysłuchiwała się w milczeniu ich rozmowie.
-  Ja jestem Hana. A Ty masz bardzo ładne imię. Cieszę się, że mnie odwiedziłeś.
- Ja też się cieszę… Hana. Fajna jesteś.
- Ma Pani niesamowitego syna – zwróciła się do kobiety, która stała parę kroków od łóżka zalana łzami.
- Nie potrafię Pani podziękować za to co Pani zrobiła, bo za to nie można podziękować. Nie mogę sobie darować, że straciłam przytomność i Antek pozostał bez opieki, a przez to zdarzył się ten wypadek.
- Przecież to nie Pani wina – wyciągnęła rękę do kobiety. A ja musiałam to zrobić, po prostu. Każdy w mojej sytuacji tak powinien postąpić. Niech Pani spojrzy, już mi prawie nic nie jest tylko wyglądam okropnie nieatrakcyjnie – zaśmiała się.
- Jest Pani cudownym człowiekiem, dziękuję. Chodź synku, pójdziemy już, pani Hana musi odpoczywąć. Zostawię Pani swój numer telefonu – zwróciła się ponownie do Hany. Gdyby Pani potrzebowała czegokolwiek proszę dzwonić – położyła wizytówkę na szafce.
            Mały niechętnie oderwał się od Hany. Pomachał jej swoją małą rączką.
- Odwiedzicie mnie jeszcze? – krzyknęła za wychodzącą matką z dzieckiem.
- Pewnie, Hana – odpowiedział mały.
            Była taka szczęśliwa.

poniedziałek, 28 lipca 2014

And never let you go again...



Rozdział 3 

            Doktor Consalida pewnym krokiem wyszła z sali operacyjnej i tym razem nie był to zły sen. Na samo jego wspomnienie serce stawało Piotrowi w gardle. Operacja trwała kilka godzin i w tym czasie zdążył ułożyć w głowie kilka scenariuszy, łącznie z tym najgorszym. Podszedł do niej z pytającym wzrokiem. Ta chwila niepewności zdawała mu się być wiecznością. Ścisnęła go za rękę.
- Wszystko poszło dobrze, Piotr. Hana jest niesamowicie waleczną kobietą ! – powiedziała z uśmiechem.
            Rzucił się jej na szyję i z całej siły po przyjacielsku przytulił. Poczuł niesamowitą ulgę. Nie był w stanie wyrazić słowami jak bardzo jest jej i całemu zespołowi wdzięczny, ale ona wszystko rozumiała. Można powiedzieć, że Hana miała szczęście, że wypadek zdarzył się właśnie w pobliżu leśnogórskiego szpitala gdzie pracował jeden z najlepszych zespołów lekarzy.
- Dziękuję Wiki – wyszeptał w końcu.
            Chwilę później z sali wyszedł cały zespół, a dwóch sanitariuszy pchało łóżko na którym leżała Hana w stronę OIOM-u. Piotr spojrzał na nią zatroskany. Mimo, że na jej twarzy widniało kilka szwów dla niego i tak była piękna. Złapał ją na chwilę za rękę, a później pozwolił sanitariuszom odwieźć ją na salę.
***
            Krople soli fizjologicznej kapały z kroplówki w rytm dźwięku kardiomonitora, tak jakby były ze sobą zsychronizowane. Piotr siedział nieustannie przy łóżku nie spuszczając z Hany wzroku. Jeszcze paręnaście godzin temu taki scenariusz w ogóle nie przyszedłby mu do głowy. Mieli cudownie spędzić wieczór, a później wrócić do domu i nacieszyć się sobą. Jeszcze kiedy wychodzili z kina, gdy zobaczył roześmianą Hanę pojawiła się nadzieja, że w ich życiu powoli wszystko wróci do normy. Teraz ta sama nadzieja pękła jak bańka mydlana.
            Nie zauważył kiedy na salę weszła Consalida. Położyła mu rękę na lewym ramieniu.
- Piotr powinieneś chwilę odpocząć. Jeśli nie chcesz wracać do domu to dam Ci klucze do hotelu, idź prześpij się trochę – zaproponowała.
- Nie powinna tu być sama, chcę być przy niej kiedy się obudzi – odpowiedział, choć propozycja Wiktorii wydawała mu się być całkiem sensowna.
- Dobrze wiesz, że po tak długiej operacji będzie nieprzytomna jeszcze kilka godzin.
- Obiecuję, że cały czas ktoś będzie przy niej siedział. Lepiej żeby zobaczyła Cię wypoczętego kiedy się obudzi.
- Dobrze, w takim razie skorzystam z Twojej propozycji, ale gdyby cokolwiek się działo dzwoń do mnie natychmiast.
            Consalida obiecała, że tak zrobi, po czym wręczyła Piotrowi klucze. Wyszedł niepewnym krokiem, cały czas nie spuszczając wzroku z żony.
***
            Dźwięk budzika wyrwał go z głębokiego snu. Wiktoria miała rację, czuł się teraz dużo lepiej. Zerwał się z kanapy, poprawił włosy i pobiegł do wyjścia. Hotel rezydentów znajdował się kilka kroków od szpitala więc już po chwili biegł korytarzem na OIOM. Założył fartuch ochronny i wszedł na salę Hany. Wiktoria właśnie sprawdzała na kardiomonitorze jej życiowe parametry, który prezentowały się całkiem nieźle. Ciśnienie powoli wracało do normy.
- Niedługo powinna się obudzić – powiedziała Wiki, widząc wchodzącego na salę Piotra.
- Dziękuję – wyciągnął  w jej stronę rękę w której trzymał klucze. Posiedzę przy niej.
- Zostawię was samych – rzekła Consalida po czym zamknęła za sobą delikatnie drzwi.
             Gawryło siedział przy żonie i wspominał wspólne chwile z ich życia. Oczywiście oprócz tych dobrych były również te złe, ale starał się o nich nie pamiętać. W końcu w każdym związku zdarzają się gorsze momenty.
-  A pamiętasz nasz wypad w góry ? Te cudowne piękne widoki i wieczory przy kominku ? Obiecuję, że Cię tam zabiorę jak tylko wydobrzejesz.
            Hana nie odpowiadała, ale Piotr miał głęboką nadzieję, że go słyszy.
- A pamiętasz naszą pierwszą randkę? - kontynuował monolog. Nigdy Ci tego nie mówiłem, ale bałem się wtedy jak cholera, że zrobię coś nie tak i Ci się nie spodobam.
            Zaśmiał się sam do siebie. Było to dziwne, ale ogarnął go spokój. Pierwszy raz od momentu wypadku. W głębi serca poczuł, że wszystko będzie dobrze. Raz już ją stracił i wcale nie było to łatwe, żeby ją odzyskać. Teraz nie pozwoli jej odejść.
            Siedział tak jeszcze jakiś czas, tym razem w milczeniu. Wsłuchiwał się w oddechy Hany, tak jakby była to najpiękniejsza melodia jaką słyszał. Nagle poczuł, że coś musnęło jego dłoń. Dopiero po chwili zorientował się, że to Haną, której rękę nieustannie trzymał poruszyła palcami. Natychmiast wybiegł na korytarz i wezwał Wiktorię, która była jej lekarzem prowadzącym.
            Otworzyła oczy. Wróciła.

niedziela, 27 lipca 2014

Please, don't leave me...



Rozdział 2

            Leżała bezwiednie na jezdni, po której płynęły strumienie krwi. Zazwyczaj silna i pewna siebie lekarka była teraz zupełnie bezradna i nieświadoma tego co działo się wokół. Odłamki szkła, z przedniej szyby samochodu wbiły jej się w skórę tworząc liczne rany. Było to prawie niemożliwe, ale chłopiec nie odniósł większych obrażeń. Miał na ciele kilka zadrapań, ale jego życie nie było zagrożone. Był jedynie bardzo wystraszony i nie przestawał płakać. Tulił się do Hany, tak jakby czuł, że uratowała mu życie. Było pewne, że to zrobiła. Gdyby nie ona zginąłby pod kołami samochodu.
            Piotr zamknął na chwilę oczy z nadzieją, że gdy je otworzy przerażający obraz, którego był świadkiem zniknie. Był lekarzem- chirurgiem, taki widok nie powinien robić na nim najmniejszego wrażenia. W ciągu kilku lat swojej pracy widział już tyle, że nauczył się podchodzić bez emocji do takich sytuacji. Ale teraz było inaczej. Przecież to była ONA, JEGO Hana. Uklęknął przy niej dotknął delikatnie dłonią jej twarzy.
- Hana ! Nie zostawiaj mnie ! Słyszysz? Nie zostawiaj ! – wołał przez łzy.
            Nie odpowiadała na jego rozpaczliwe wołanie.
***
            Telefon Piotra wywołał wielkie poruszenie w szpitalu w Leśnej Górze. Karetka natychmiast pojechała na miejsce wypadku. Doktor Stefan Tretter biegł korytarzem za Wiktorią Consalidą.
- Wiki, zaczekaj ! – krzyknął zdyszany.
- Ja chyba nigdy nie wyjdę z tego szpitala o czasie – pomyślała ze złością.
            Obróciła się. Chyba nigdy wcześniej nie widziała tak przerażonego Stefana.
- Hana miała wypadek – powiedział ze smutkiem. Jesteś moim najlepszym chirurgiem. Piotr nie może…
- Nie ma o czym mówić ! – przerwała mu w pół słowa po czym pobiegła przygotować się do operacji.
***
            Na izbie przyjęć doktor Krajewski zmagał się z pacjentką, która wyraźnie odmawiała współpracy.
- Proszę Pani muszę Panią zbadać ! Straciła Pani przytomność – próbował tłumaczyć kobiecie.
- A ja muszę znaleźć syna. Proszę mnie puścić !
            W tej samej chwili na izbę wszedł lekarz pogotowia ratunkowego z małym chłopcem na rękach. Kobieta natychmiast rozpoznała płacz dziecka i odwróciła się w stronę drzwi.
- Synku ! – powiedziała z ulgą.
            Chłopiec nic nie odpowiedział tylko zarzucił rączki na szyję mamy i mocno się przytulił.
- Musimy go zbadać – rzekł po chwili lekarz. – Mały przeżył wypadek.
- Wypadek ?! – kobieta natychmiast zbladła.
- Pani syn wbiegł prawie pod koła samochodu, lekarka z naszego szpitala uratowała mu życie.
- Czy…czy ja mogę jej podziękować ? – zapytała, a po jej twarzy płynęły łzy.
- Niestety w tej chwili nie jest to możliwe, wiozą ją właśnie na salę operacyjną – odpowiedział lekarz.
- O Boże ! – kobieta zachwiała się i o mały włos nie straciła znów przytomności. Wiedziała, że nigdy nie zdoła odwdzięczyć się tej lekarce.
***
            Nosze ratunkowe, na których leżała nieprzytomna Hana, z założonym na szyję gorsetem ortopedycznym wjeżdżały na salę operacyjną numer 2. Piotr biegł korytarzem zupełnie nie zwracając uwagi na zatrzymujących go kolegów z pracy, którzy próbowali się dowiedzieć co się stało. Kiedy dobiegł do drzwi sali operacyjnej został zatrzymany przez doktora Trettera.
- Piotr ! Nie możesz tam wejść – złapał go gwałtownie za rękę.
            Wyrwał rękę z jeszcze większą siłą i wbiegł do środka. Stanął przy szybie, która dzieliła go od bezpośredniego wejścia na salę operacyjną i głośno zapłakał. Wiedział, że nie mógł im pomóc. Ręce trzęsły mu się bardziej niż studentowi pierwszego roku medycyny, który pierwszy raz w życiu widzi pacjenta na stole operacyjnym. Nie mógł nic zrobić. Przeprowadził tyle skomplikowanych operacji, a kiedy chodziło o życie najbliższej mu na świecie osoby nie mógł zrobić nic. Miał do siebie żal. Wiedział, że doktor Consalida jest świetnym chirurgiem, jednym z najlepszych jakich znał, ale chodziło przecież o życie Hany. Gdyby poszło coś nie tak nigdy by sobie nie wybaczył, że nic nie zrobił.
***
            Setki myśli toczyło wojnę w jego głowie. Pomyślał przez chwilę, co by było gdyby ją stracił, jednak zaraz potem skarcił samego siebie i powtarzał jak mantrę, że wszystko będzie dobrze. Oparł na głowę o ścianę i zamknął na chwilę oczy.
            Drzwi Sali operacyjnej otworzyły się. Doktor Consalida szła wolnym krokiem w jego stronę. Wstał z krzesła, ale nie mógł zrobić nawet małego kroku na przód. Wiki była coraz bliżej, a on czuł, że z każdym jej krokiem serce zaczyna mu bić coraz mocniej. Złapała go za ramię. Spojrzała mu w oczy.
- Piotr – powiedziała cicho. Zrobiłam wszystko co mogłam, ale….
- Nieeeeeeee !
            Obudził go jego własny krzyk.

środa, 23 lipca 2014

A sky isn't always blue, a sun doesn't always shine....



Rozdział 1

            Młoda kobieta wychodziła z gabinetu doktor Hany Goldberg w wyraźnie radosnym nastroju.
- Do widzenia Pani doktor, dziękuję !
- Do widzenia – odpowiedziała lekarka, lekko się uśmiechając, choć w głębi duszy była bardzo smutna. - Proszę na siebie uważać, widzimy się za miesiąc.
            Kiedy pacjentka zamknęła za sobą drzwi Hana usiadła przy biurku i otworzyła szufladę. Wyciągnęła kilka zdjęć z USG i głośno zaszlochała. Po jej twarzy popłynęły łzy. Widziała takich zdjęć niezliczoną ilość, ale te były inne, wyjątkowe, to było JEJ dziecko. Pierwsze i ostatnie jego zdjęcia które miała. Straciła je i ciągle nie umiała się z tym pogodzić. Nie wiedziała nawet czy miałaby syna czy córkę. Spojrzała na zegarek i otarła łzy. Było po 16:00, Piotr już pewnie czekał na nią pod szpitalem. Schowała zdjęcia do szuflady, zdjęła pospiesznie fartuch, wrzuciła do torebki kilka rzeczy i wyszła z gabinetu. Idąc korytarzem spotkała Lenę, z którą zaprzyjaźniła się niemal od razu po przybyciu do Leśnej Góry.
- Hej Hana, wychodzisz już? – zapytała.
- Hej, tak, Piotr na mnie czeka, w końcu możemy wrócić razem do domu. Lecę, zadzwonię do Ciebie – odpowiedziała, po czym pobiegła do wyjścia.
Piotr siedział na ławce. Podeszła do niego, usiadła mu na kolanach i pocałowała w policzek.
- Cześć Kochanie, jak Ci minął dzień? – zapytał.
- Spokojnie, choć miałam dużo pracy, a Tobie?
            Nie dała po sobie poznać smutku. Wiedziała, że muszą żyć normalnie, że kiedyś musi się pogodzić ze stratą dziecka, tylko kiedy to „kiedyś” nadejdzie?
- Przywieźli dwóch chłopaków z wypadku, ale daliśmy z Wiki radę. Co byś powiedziała na małą rozpustę dziś wieczorem? Kolacja, potem kino, albo odwrotnie?
- Ooo, cudownie, ale ja wybieram film ! – odpowiedziała Hana, uśmiechając się do Piotra.
- To co, jedziemy do domu? – zapytał Piotr.
- Jedziemy ! – złapała męża za rękę i pobiegli w stronę samochodu.
***
            Stała przed lustrem i poprawiała włosy. W krótkiej, czarnej sukience i wysokich szpilkach wyglądała olśniewająco, choć Piotr twierdził, że najpiękniejsza jest rano w rozczochranych włosach.
- Kochanie, no chodź już bo się spóźnimy – powiedział spoglądając niecierpliwie na zegarek                             
- Jeszcze minutę, zaraz będę gotowa – odpowiedziała.  
            Miała nadzieję, że tego wieczoru zapomni chodź na chwilę o bólu, który przeszywał jej serce, że choć przez chwilę pomyśli o czymś innym.
- Ach, kobiety – pomyślał Piotr – gdyby im pozwolić stałyby przed lustrem godzinami.
            W końcu udało im się wyjść z domu, a pół godziny później ich samochód stanął na parkingu pod kinem.
***
- Świetny film, prawda? – zapytała Hana
- Tak, tak, świetny – odpowiedział zmieszany Piotr
- Pewnie najbardziej podobały Ci się momenty, które przespałeś – powiedziała, wybuchając takim śmiechem, że zwróciła na siebie uwagę przechodniów.
- Ja? W życiu ! – zaśmiał się w głos.
            Cieszył się, że widział ją roześmianą. Ostatnio taki widok był rzadkością. Hana, owszem starała się uśmiechać, ale dobrze wiedział, że w głębi duszy cierpi. Znał ją przecież doskonale. Problem polegał na tym, że nie wiedział jak jej pomóc.
- Może przejdziemy się do restauracji? – wyrwała go z zamyślenia – To nie daleko, a pogoda jest taka piękna.
- Dobrze – złapał ją za rękę i ruszyli w stronę lokalu.
            Nie byli jeszcze w połowie drogi, kiedy w pobliżu przystanku zauważyli leżącą na chodniku kobietę. Najprawdopodobniej była nieprzytomna. W pobliżu nie było nikogo. Oboje pobiegli w jej stronę.
- Proszę Pani, słysz mnie Pani? – zapytał Piotr, przykładając dwa palce do tętnicy szyjnej kobiety sprawdzając tętno. Nie odpowiedziała. Piotr przystąpił do masażu serca.
            Hana odeszła na bok i zadzwoniła do szpitala. W tej samej chwili usłyszała płacz dziecka. Obejrzała się za siebie i zobaczyła małego chłopca biegnącego wprost pod koła nadjeżdżającego samochodu. Zamarła. Nie zastanawiając się ani chwili pobiegła najszybciej jak potrafiła w jego stronę.
- Jezu ! Nie ! – krzyknęła !
            Od dziecka dzieliło ją już tylko kilka kroków, ale samochód był coraz bliżej. Kierowca pędził jak szalony, tak jakby w ogóle nie zauważył małego chłopca. Dobiegła. Złapała małego w ramiona i przytuliła do siebie z całej siły, osłaniając jego główkę swoimi dłońmi. Nie zdążyła wyhamować i wpadła wprost pod nadjeżdżający samochód. Siła uderzenia była tak duża, że odrzuciło ją kilka metrów od samochodu. Świat zamazywał jej się przed oczami. Nie czuła nawet bólu. Słyszała tylko płacz dziecka, który stopniowo cichł, tak jakby się oddalało. Później nie słyszała już nic.