Rozdział 4
Niewyraźne
twarze dobrze znanych jej osób powoli nabierały ostrości. Minęła chwila zanim
zorientowała się, że znajduje się w szpitalu w którym spędza prawie każdy swój
dzień. Natychmiast sobie przypomniała co się zdarzyło i dlaczego teraz leży na
szpitalnym łóżku.
- Czy ten chłopiec…? - bała się dokończyć zdania.
- Wszystko z nim w porządku Kochanie. Wrócił z mamą do domu i obiecali, że Cię odwiedzą jak tylko się lepiej poczujesz – odpowiedział Piotr, który cały czas trzymał Hanę za rękę.
Odetchnęła z ulgą, zamknęła oczy i wyszeptała w myślach: „Dzięki Ci, Boże”. Mimo, że bolała ją niemal każda komórka ciała była szczęśliwa. Spojrzała w oczy zatroskanego Piotra, oczy które tak dobrze znała i z których potrafiła wyczytać tak wiele.
- Piotr – powiedziała ściskając go za rękę. – Przepraszam, że musiałeś się o mnie bać, ale nie mogłam inaczej. Kiedy zobaczyłam tego chłopca pomyślałam o naszym dziecku i o bólu jaki musiałaby czuć matka tego małego, gdyby on zginął.
- Już wszystko dobrze Hana, nic nie mów, odpocznij - wytarł delikatnie łzy z jej twarzy i pocałował.
Spojrzała w końcu na Wiktorię, która stała po drugiej stronie łóźka. Domyśliła się, że to właśnie ona ją operowała.
- Wiki, dziękuję.
- Pani Goldberg, proszę więcej nie wywijać takich numerów, bo ręce trzęsły mi się bardziej niż przy pierwszej asyście sto lat temu – powiedziała z uśmiechem, po czym wszyscy zaśmiali się w głos.
Hana zasalutowała jak żołnierz przykładając dwa palce do skroni.
- Tak jest Pani Doktor. W ramach rewanżu oferuję wizytę w moim gabinecie.
- O nie, nie. Do Pani Doktor to ja się na razie nie wybieram – kiwnęła przecząco głową.
Wiktoria w przeciwieństwie do Hany była skupiona na swojej zawodowej karierze i w najbliższej, a może i dalszej przyszłości w ogóle nie brała dzieci pod uwagę.
- No dobrze drodzy państwo, wy sobie tu rozmawiajcie, a ja idę na obchód. Później przyjdę sprawdzić czy moja pacjentka się dobrze sprawuje.
Kiedy Wiki wyszła z Sali Hana zwróciła się do Piotra.
- Naprawdę się bałeś, że mi się nie spodobasz?
- Słyszałaś? – powiedział z takim zdziwieniem, jakby zdarzyło się coś niemal niemożliwego.
Pokiwała głową.
- Głuptasie jak mogłeś tak pomyśleć. Ja oczywiście mogłam sobie myśleć, że zrobię coś po czym będę musiała zapaść się pod ziemię i zakopać, ale Ty? - ścisnęła go za rękę.
- Hana, jak dobrze, że jesteś – położył głowę na jej nogach, po czym trwali jakiś czas w milczeniu wsłuchując się tylko we własne oddechy.
- Czy ten chłopiec…? - bała się dokończyć zdania.
- Wszystko z nim w porządku Kochanie. Wrócił z mamą do domu i obiecali, że Cię odwiedzą jak tylko się lepiej poczujesz – odpowiedział Piotr, który cały czas trzymał Hanę za rękę.
Odetchnęła z ulgą, zamknęła oczy i wyszeptała w myślach: „Dzięki Ci, Boże”. Mimo, że bolała ją niemal każda komórka ciała była szczęśliwa. Spojrzała w oczy zatroskanego Piotra, oczy które tak dobrze znała i z których potrafiła wyczytać tak wiele.
- Piotr – powiedziała ściskając go za rękę. – Przepraszam, że musiałeś się o mnie bać, ale nie mogłam inaczej. Kiedy zobaczyłam tego chłopca pomyślałam o naszym dziecku i o bólu jaki musiałaby czuć matka tego małego, gdyby on zginął.
- Już wszystko dobrze Hana, nic nie mów, odpocznij - wytarł delikatnie łzy z jej twarzy i pocałował.
Spojrzała w końcu na Wiktorię, która stała po drugiej stronie łóźka. Domyśliła się, że to właśnie ona ją operowała.
- Wiki, dziękuję.
- Pani Goldberg, proszę więcej nie wywijać takich numerów, bo ręce trzęsły mi się bardziej niż przy pierwszej asyście sto lat temu – powiedziała z uśmiechem, po czym wszyscy zaśmiali się w głos.
Hana zasalutowała jak żołnierz przykładając dwa palce do skroni.
- Tak jest Pani Doktor. W ramach rewanżu oferuję wizytę w moim gabinecie.
- O nie, nie. Do Pani Doktor to ja się na razie nie wybieram – kiwnęła przecząco głową.
Wiktoria w przeciwieństwie do Hany była skupiona na swojej zawodowej karierze i w najbliższej, a może i dalszej przyszłości w ogóle nie brała dzieci pod uwagę.
- No dobrze drodzy państwo, wy sobie tu rozmawiajcie, a ja idę na obchód. Później przyjdę sprawdzić czy moja pacjentka się dobrze sprawuje.
Kiedy Wiki wyszła z Sali Hana zwróciła się do Piotra.
- Naprawdę się bałeś, że mi się nie spodobasz?
- Słyszałaś? – powiedział z takim zdziwieniem, jakby zdarzyło się coś niemal niemożliwego.
Pokiwała głową.
- Głuptasie jak mogłeś tak pomyśleć. Ja oczywiście mogłam sobie myśleć, że zrobię coś po czym będę musiała zapaść się pod ziemię i zakopać, ale Ty? - ścisnęła go za rękę.
- Hana, jak dobrze, że jesteś – położył głowę na jej nogach, po czym trwali jakiś czas w milczeniu wsłuchując się tylko we własne oddechy.
***
Od operacji minęły trzy doby, a Hana z każdą minutą czuła
się coraz lepiej. Mimo, że jej ciało było obolałe, dostawała duże dawki leków
przeciwbólowych, dzięki którym nie czuła bólu. Jej życiu nie groziło już
niebezpieczeństwo więc przewieziono ją z OIOM-u na zwykłą salę i choć Piotr był
przeciwny wizytom tłumu pacjentek i personelu szpitala, Hana z chęcią
rozmawiała z każdym. Właśnie nastał jeden z niewielu momentów kiedy była w
pokoju sama. Spojrzała na swoje pokaleczone ręcę, a ponieważ nie miała lusterka
przejrzała się w telefonie, który leżał na szafce obok łóżka. Na twarzy miała
kilka szwów i plastrów. - No pięknie Goldber – powiedziała do siebie. Zobacz jak wyglądasz i się ogarnij.
Kiedy tak wygłaszała samej sobie wykład na temat wyglądu i tego co powinna z nim zrobić do pokoju weszła kobieta z dzieckiem na rękach. Hana, pogrążona w myślach musiała nie słyszeć pukania.
- Czy możemy na chwilę? – kobieta niepewnym krokiem weszła do pokoju, ale chłopiec, który poznał Hanę wyrwał się matce z rąk i podbiegł do łóżka Hany, kładąc głowę na kołdrze.
- No pewnie, chodźcie – powiedziała głaszcząc małego po głowie. Byłeś bardzo dzielny wiesz? Jak masz na imię?
- Antoś, a Ty? – odpowiedział niewyraźnie maluch.
Mama chłopca, która choć miała wielką ochotę rzucić się Hanie na szyję i podziękować za to co zrobiła, przysłuchiwała się w milczeniu ich rozmowie.
- Ja jestem Hana. A Ty masz bardzo ładne imię. Cieszę się, że mnie odwiedziłeś.
- Ja też się cieszę… Hana. Fajna jesteś.
- Ma Pani niesamowitego syna – zwróciła się do kobiety, która stała parę kroków od łóżka zalana łzami.
- Nie potrafię Pani podziękować za to co Pani zrobiła, bo za to nie można podziękować. Nie mogę sobie darować, że straciłam przytomność i Antek pozostał bez opieki, a przez to zdarzył się ten wypadek.
- Przecież to nie Pani wina – wyciągnęła rękę do kobiety. A ja musiałam to zrobić, po prostu. Każdy w mojej sytuacji tak powinien postąpić. Niech Pani spojrzy, już mi prawie nic nie jest tylko wyglądam okropnie nieatrakcyjnie – zaśmiała się.
- Jest Pani cudownym człowiekiem, dziękuję. Chodź synku, pójdziemy już, pani Hana musi odpoczywąć. Zostawię Pani swój numer telefonu – zwróciła się ponownie do Hany. Gdyby Pani potrzebowała czegokolwiek proszę dzwonić – położyła wizytówkę na szafce.
Mały niechętnie oderwał się od Hany. Pomachał jej swoją małą rączką.
- Odwiedzicie mnie jeszcze? – krzyknęła za wychodzącą matką z dzieckiem.
- Pewnie, Hana – odpowiedział mały.
Była taka szczęśliwa.
Cudowne! Czekam na kolejną część!
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. :D Bardzo mi się podoba. Wątek Antosia i jego mamy jest mega pozytywny, bardzo dużo ciepła. ;) Czekam z niecierpliwością na to, co będzie dalej. ;)
OdpowiedzUsuńKocham kocham kocham ! <3
OdpowiedzUsuńSuper czekam na next mam nadzieję że szybko się pojawi
OdpowiedzUsuńOpowiadanie na prawde super ! Nie czytałam dawno takiej dobrej opowieści ! Z niecierpliwoscia czekma na nastepna czesc :)))
OdpowiedzUsuńKiedy pojawi sie next dodaj cos szybko bo to opowiadanie jest boskie:-)
OdpowiedzUsuńdodaj next plis
OdpowiedzUsuń