niedziela, 3 sierpnia 2014

So baby get a hold on your heart ....



Rozdział 5

Przeczytała informacje zawarte na wizytówce już kilka razy jakby chciała nauczyć się ich na pamięć. „Dyrektor Domu Dziecka nr. 5 w Warszawie”- te słowa najbardziej utkwiły jej w pamięci. Od jakiegoś czasu myślała o adopcji.
- Może to jakiś znak – pomyślała.
            Ponad wszystko na świecie pragnęła mieć dziecko. Kiedy zaszła w ciążę była najszczęśliwszą osobą na świecie, jednak szczęście to nie trwało długo. A teraz po tej bolesnej stracie jej organizm jakby asekurował się przed kolejną. Starali się już tak długo. Zrobiła setki testów ciążowych i na żadnym z nich nie było dwóch czerwonych kresek. Przyszła więc myśl o adopcji. Myślała, że skoro nie może mieć dzieci to może dać dom i miłość innemu, a może z czasem w ich domu pojawi się ich własny potomek. Zawsze kończyło się jednak na myśleniu, bo nie miała odwagi powiedzieć o tym Piotrowi. Bała się jego reakcji, bała się, że straci ostatnią nadzieję. Teraz jednak gdy trzymała wizytówkę mamy Antosia w ręce, postanowiła, że porozmawia o tym z mężem. W końcu to nie mógł być przypadek, że akurat ona pojawiła się w jej życiu.
***
            Kilka dni temu wypisano ją do domu. Personel szpitala życzył jej szybkiego powrotu do zdrowia, zapewniał o tęsknocie i prosił, żeby wracała szybko. Nic dziwnego. Hana była lubiana nie tylko wśród swoich pacjentek, ale również kolegów po fachu. Nigdy nikomu nie odmówiła pomocnej dłoni, nawet gdyby miała ją wyciągnąć ostatkiem sił. Siedziała teraz przy kuchennym stole i jadła śniadanie. Właśnie nadszedł ten moment kiedy chciała porozmawiać z Piotrem o adopcji. Piotr siedział naprzeciwko niej popijając poranną kawę. Rozmawiali i śmiali się jak to zazwyczaj bywało przy posiłku.
- Piotr, czy możemy porozmawiać? – zapytała niepewnie.
- Oczywiście Kochanie, o co….
            Zanim dokończył zdanie rozległ się dźwięk jego telefonu. Spojrzał na wyświetlacz. Dzwonili ze szpitala.
- Przepraszam Hana, muszę odebrać, to ze szpitala.
            Wstał i wyszedł do sąsiedniego pokoju. Rozmowa nie trwała długo więc po chwili wrócił do żony.
- Hana muszę jechać do szpitala, mają ciężkiego pacjenta i potrzebują konsultacji. Możemy porozmawiać później?
- Oczywiście, leć – odpowiedziała.
            Założył marynarkę i w pośpiechu wyszedł z domu. Odwaga, która towarzyszyła Hanie jeszcze przed chwilą rozpłynęła się w powietrzu.  Wyjęła z kieszeni wizytówkę i wykręciła numer. Stwierdziła, że nic nie zaszkodzi zapytać jak to wszystko wygląda. Miałaby też okazję zobaczyć się z Antosiem i jego mamą, z którymi zdążyli się już zaprzyjaźnić podczas kilku wizyt w szpitalu. Nacisnęła zieloną słuchawkę. Mama Antosia odebrała po kilku sygnałach.
- Cześć, mówi Hana….. Ale jak to jesteście w szpitalu? ……. Rozumiem, już do was jadę. Zaczekajcie na mnie, proszę.
            Wstała gwałtownie od stołu, ale nie był to dobry pomysł, bo przy gwałtownych ruchach odczuwała jeszcze ból. Wprawdzie od wypadku minęło już sporo czasu, ale jeszcze nie doszła w pełni do siebie. Skrzywiła się lekko, zgarnęła z komody klucze, włożyła buty i wyszła z domu.
***
- Hana, co Ty tu robisz? Przecież rozmawialiśmy, że jeszcze za wcześnie na Twój powrót do pracy – Piotr stał przy wejściu do szpitala w oczekiwaniu na karetkę, która lada chwila miała przywieźć pacjenta.
- Spokojnie Piotr, nie idę na rozmowę do Stefana, dzwoniłam do mamy Antka, mówiła, że tu jest na badaniach, więc przyszłam się z nimi zobaczyć.
- No, masz szczęście – odprowadził ją wzrokiem.
            Kiedy weszła do szpitala natychmiast zobaczyła siedzącą na korytarzu kobietę i dreptającego obok niej syna. Podeszła do nich. Mama Antosia trzymała w ręce jakieś papiery, najprawdopodobniej wyniki badań. Miała czerwone oczy. Było widać, że płakała.
- Hej, co się stało? – zapytała z troską siadając obok niej.
            Kobiecie znów popłynęły po twarzy łzy. Antoś wtulił się w kolana Hany.
- Po tej ostatniej stracie przytomności lekarz zlecił mi szereg badań, bo nie mogli wykryć co mi jest. Teraz już wiedzą. Mam chore serce Hana  - powiedziała ze smutkiem.
- Nie martw się, zrobię wszystko, żeby Ci pomóc. Musisz być dzielna. Zobacz – wskazała na Antosia. – Masz dla kogo żyć.
- Nie rozumiesz, to nieuleczalna choroba. Ja nie wiem dokładnie na czym to polega, ale lekarz powiedział, że może pomóc tylko przeszczep, a wiesz co to oznacza – załamał jej się głos. – Że ktoś musi umrzeć – zaniosła się płaczem i wtuliła w ramiona Hany.
            Goldberg pogładziła ją lekko po plecach.
- Zrobię wszystko, rozumiesz?
            W gruncie rzeczy chciała porozmawiać z mamą Antosia o adopcji, ale ten moment nie był odpowiedni. Tą rozmowę będzie musiała odłożyć na później. Teraz musiała zrobić wszystko, żeby pomóc tej kobiecie. Taka była jej natura. Była wrażliwa na ludzie cierpienie i robiła zawsze wszystko co było w jej mocy żeby mu ulżyć. Dlatego też została lekarzem, a ponieważ dzieci były najbliższe jej sercu, wybrała ginekologię i neonatologię.
- Wracajcie do domu, dobrze? Ja pójdę porozmawiać z dyrektorem i wymyślę co zrobić żeby Ci pomóc.
- Hana – powiedziała wzruszona kobieta. Ja się nigdy nie odpłacę za to co dla nas robisz.
- W sumie będę miała do Ciebie małą prośbę – znów pomyślała o adopcji. – Ale porozmawiamy o tym jak wyzdrowiejesz. Zgoda?
            Kobieta pokiwała głową.
- Lecę do Stefana i będziemy działać – odpowiedziała Hana i udała się w stronę gabinetu dyrektora.
***
Stefan Tretter siedział przy biurku zawalony papierami. Co chwilę jakiś podpisywał, albo stawiał pieczątkę. Zbliżał się prawie ku końcowi kiedy rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Chwilę później w drzwiach stanęła Hana. Dyrektor zdziwił się nieco.
- Hana, witaj – przywitał ją ciepło. Bardzo się cieszę, że mnie odwiedziłaś, ale chyba nie chcesz powiedzieć, że masz ochotę wrócić do pracy? – spojrzał na nią pytająco.
- Cześć Stefan, pewnie, że mam ochotę, ale wiesz dobrze, że Piotr urwałby mi głowę. Ja w zupełnie innej sprawie.
            Słowa Hany uspokoiły dyrektora, choć tak naprawdę z niecierpliwością oczekiwał dnia, w którym zobaczy Goldberg w białym kitlu. Wszystkim jej tu brakowało.
- Siadaj, mów o co chodzi – wskazał Hanie krzesło naprzeciwko swojego.
- Matka tego chłopca z wypadku, Antosia…
- Tak, tak, pamiętam – wtrącił się Stefan.
- Ona jest chora na serce, powiedziała mi, że może jej pomóc tylko przeszczep – załamał jej się głos. Stefan, wiesz co to znaczy prawda? Ja muszę jej jakoś pomóc. Przyszłam do Ciebie, bo masz wiele kontaktów ze specjalistami i chciałabym Cię prosić o pomoc.
- Wiesz, że dla Ciebie wszystko Hana. Będę potrzebował historię choroby tej kobiety. Spróbuję zrobić ile w mojej mocy.
            Na twarzy Hany pojawił się nieśmiały uśmiech. Wyciągnęła do niego rękę.
- Dziękuję Stefan. To dla mnie wiele znaczy. Będę lecieć, bo jak Piotr mnie tu zobaczy będę wysłuchiwać w domu kazania na temat mojego stanu zdrowia. Na razie, i jeszcze raz dziękuję.
            Opuściła gabinet dyrektora z nadzieją na lepsze jutro.

10 komentarzy:

  1. świetne! bardzo mi się podoba twoje opowiadanie! czekam na kolejną część ;)))

    OdpowiedzUsuń
  2. wciąga mnie to coraz bardziej!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :) Kinga

    OdpowiedzUsuń
  3. podoba mi się :D
    czekam na kolejne

    OdpowiedzUsuń
  4. Super jest ten wątek z małym ! Czekam z niecierpliwoscia na nastepna czesc ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiesz, że czekam na to, co będzie dalej. :D Antoś jest mega i coś czuję, że to będzie tom o czym myślę. ;))

    OdpowiedzUsuń
  6. Next dodaj prosze

    OdpowiedzUsuń