poniedziałek, 18 sierpnia 2014

It’s a beautiful day and I can’t stop myself from smiling....

 Rozdział 9


           Zakorkowana o tej porze dnia Warszawa nie pozwalała im dotrzeć szybko na miejsce. Hana co chwilę spoglądała na zegarek i wydawało jej się, że wskazówki przesuwają się dwa razy szybciej niż zwykle. Piotr widząc niecierpliwiącą się żonę nic nie mówił tylko uśmiechał się lekko pod nosem. Mimo, że początkowo był zszokowany pomysłem Hany, a może nawet trochę niezadowolony, teraz radość którą widział w jej oczach udzielała się również jemu. Jedyne czego się obawiał to to, że Hana za bardzo przywiąże się do Antosia i moment w którym będą musieli się rozstać będzie dla niej zbyt bolesny. Taka była jej natura, że szybko przywiązywała się do ludzi, niejednokrotnie kończyło się to dla niej źle, kiedy doznawała rozczarowań od ludzi, których uważała za bliskich. Ale nic nie potrafiła z tym zrobić. Taka była. Spoglądała teraz przez szybę na ciągle biegnących dokądś ludzi. Myślała o tym wszystkim co ich czeka, a że nie wierzyła w przypadki wiedziała, że to wszystko dzieje się z jakiegoś powodu. Nie wiedziała jeszcze dlaczego, ale w głębi serca wierzyła, że niebawem się dowie.
- Piotr – oderwała się na chwilę od swoich myśli i spojrzała na niego. – Jesteś najlepszym człowiekiem jakiego spotkałam.
- Ty nim jesteś, Hana – odpowiedział ściskając ją za rękę.
            Dalszą drogę przebyli w milczeniu.

***
            Droga powrotna wyglądała podobnie, ale teraz Hana w ogóle nie zwracała uwagi na fakt, że stoją w korku. Siedziała z Anosiem z tyłu i planowali co będą robić w najbliższym czasie, choć tych planów wystarczyłoby na co najmniej sto lat. Piotr wtrącił się kilka razy w ich rozmowę przypominając, że Hana zostanie wykluczona z typowo męskich zabaw, do których należy chociażby zabawa plastikowymi samochodami. Hana nie protestowała. Cieszyła się, że Piotr również się angażuje w opiekę nad małym. Mimo, że droga powrotna trwała dłużej, gdyż Warszawa była jeszcze bardziej zatłoczona, czas minął jej bardzo szybko. W końcu dotarli do domu. Antek rozglądał się po nowym miejscu. Natychmiast dojrzał plac zabaw z mnóstwem atrakcji i pociągnął Hanę za rękę w jego stronę. Nie potrafiła mu odmówić mimo, że był już późny wieczór. Piotr zabrał się z bagażami na górę co nie było łatwe, bo Antek zabrał ze sobą prawie wszystkie zabawki uważając to za zupełnie konieczne.
- Nie bądźcie tylko długo, bo zjem wszystko sam – powiedział idąc w stronę mieszkania.
- No dobra – odpowiedział mały po czym pobiegł w stronę ślizgawki.
            Wdrapał się na nią bez najmniejszego problemu, jak gdyby była to rzecz, którą robił codziennie. Zjechał ze ślizgawki trzymając ręce w górze. Hana próbowała go przytrzymać, ale mały zaprotestował mówiąc, że da sobie radę sam. Powtórzył czynność kilka razy. Później pobiegł w stronę karuzeli. Wskoczył na jedno krzesełko.
- Hana, pokręcisz się ze mną? – spojrzał na nią proszącym wzrokiem.
            Wcisnęła się bez problemu w krzesełko naprzeciwko Antosia i kręcili się raz w jedną a raz w drugą stronę. Mały w ogóle nie tracił energii. Biegał od jednej zabawki do drugiej, dopiero gdy pobawił się na każdej stwierdził, że mogą iść do domu.
***
            W domu czekały na nich gofry z owocami, których zapach można było wyczuć już na klatce schodowej. Pospiesznie umyli ręce i usiedli do stołu. Antek czuł się jak u siebie w domu. Zupełnie się nie krępował i zachował bardzo naturalnie. Gofry najwidoczniej mu smakowały, gdyż pochłaniał je równie szybko jak Hana, która była w tej kwestii, podobnie jak w przypadku naleśników niepokonana. Kiedy w końcu z talerza znikły wszystkie gofry, opadli lekko na oparcie krzesła, robiąc to niemal jednocześnie i głośno westchnęli.
- Możemy się teraz pobawić ? – zapytał Antoś, jak gdyby takie uczucie jak zmęczenie było mu zupełnie obce.
            Hana i Piotr patrzyli na niego ze zdziwieniem.
- Pobawimy się, ale najpierw się wykąpiesz, okej? – Piotr wyciągnął do Antosia rękę, a ten odpowiedział tym samym gestem i chwilę później szli w stronę łazienki.
            Zanim Hana posprzątała po kolacji mały był wykąpany i gotowy do zabawy. Hana jednak postanowiła, co było trudne, że wszystkie zabawki, które kupiła pokaże małemu następnego dnia, bo w przeciwnym wypadku najprawdopodobniej by nie zasnęli tej nocy. Antoś przedstawił im wszystkich swoich przyjaciół, wśród których znajdowali się między innymi: miś, królik, pies i słoń. Mimo, że pluszaki zajmowały prawie pół łóżka, mały nie wyobrażał sobie zasypiać bez ich towarzystwa. Wśród zabawek znajdowała się również cała masa samochodzików różnej wielkości, była tam nawet karetka pogotowia, którą Piotr zrobił rundę po całym mieszkaniu, udając przy tym odgłos karetki. W końcu po dłuższej dyskusji mały dał się zaprowadzić do łóżka.
- A czemu tu jest tyle lalek? – zapytał obserwując rzeczy znajdujące się w pokoju Tosi.
-  Przychodzi tutaj czasem dziewczynka, troszkę starsza od Ciebie.
- To Twoja córka?
- Nie Antosiu, ale czasami nas odwiedza, więc ma u nas swoje zabawki.
            Małemu najwidoczniej wystarczyła taka odpowiedź, bo nie dopytywał dalej.
- Opowiesz mi bajkę?
- No pewnie, a jaką lubisz najbardziej?
- O smoku ! – odpowiedział mały z entuzjazmem.
            Mimo, że Hana nie znała żadnej bajki o smoku, no może poza bajką o smoku wawelskim zdała się na swoją wyobraźnię i zaczęła opowiadać. Dopiero się rozkręcała kiedy spostrzegła, że mały śpi. Jednak zmęczenie dało o sobie znać. W końcu to był dzień pełen wrażeń. Nakryła małego kołdrą, zgasiła lampkę i wyszła po cichu z pokoju.
            Piotr czekał na nią w sypialni. Położyła się obok niego.
- Niezły zawodnik z tego Antosia, nie?
- Oj tak, odpowiedział Piotr. – Myślałem, że on się nigdy nie zmęczy. Skąd dzieci mają w sobie tyle energii?
            Oboje się roześmiali. Później wtulili się w siebie mocno i nawet nie spostrzegli kiedy zasnęli.


czwartek, 14 sierpnia 2014

Have I told you lately that I love you....


Rozdział 8 
  
            Jesień zbliżała się coraz większymi krokami. Hana uświadomiła to sobie kiedy poczuła dość nieprzyjemny powiew wiatru na swojej twarzy. Stała pod szpitalem w oczekiwaniu na Piotra, który za chwilę miał kończyć pracę. Chciała przyjść do niego od razu po wizycie u Antosia i jego mamy, jednak po chwili zastanowienia stwierdziła, że nie jest to dobry pomysł, aby przekazała mu taką wiadomość w szpitalu między jego jednym zabiegiem a drugim. Zresztą w szpitalu trudno było o chwilę prywatności, a nie chciała mówić o tym przy świadkach. W gruncie rzeczy trzymanie języka za zębami przez te kilka godzin było dla niej wielkim wyzwaniem, dlatego postanowiła pójść na zakupy, co zazwyczaj pochłaniało jej pół dnia. Tak było i tym razem. Nie przeszła obojętnie koło żadnego sklepu z torebkami i mimo, że z jej szafy wysypywała się całkiem pokaźna ich kolekcja, postanowiła sobie sprawić jeszcze jedną. Zawsze uważała, że butów i torebek nigdy nie za wiele, czego Piotr nie mógł nigdy zrozumieć. Na koniec weszła do sklepu z zabawkami i artykułami dla dzieci. Wybrała całą masę zabawek dla Antosia i mimo, że nie do końca wiedziała czym mały lubi bawić się najbardziej zdała się na swoją intuicję. Kiedy szła obładowana zabawkami do kasy zatrzymała się przy artykułach dla niemowląt. Widok tych wszystkich kolorowych wózków, ubranek, grzechotek, smoczków i innych rzeczy zawsze budził w niej to samo pragnienie, przed którym nie mogła uciec. Mimowolnie wzięła w rękę małe buciki i poczuła żal pomieszany ze smutkiem. Równie szybko odłożyła je z powrotem na półkę.
- Weź się w garść Hana, nie możesz się rozkleić – karciła samą siebie za chwilę słabości.
            Po chwili oczekiwania Piotr pojawił się przed szpitalem.
- Hana, Ty znowu tutaj? Widzę, że ten szpital przyciąga Cię jak magnes. Co tutaj robisz? – zapytał zdziwiony.
- Oho, ale miłe powitanie, zamiast miło Cię widzieć droga żono – zaśmiała się. Czekam na pewnego przystojnego mężczyznę, czekaj, czekaj, jak on ma na imię… Piotr, chyba Piotr – żartowała.
- Widzę, że dobry humor Cię nie opuszcza. Oooo, a to co? – spojrzał na torby pełne zakupów. - Wykupiłaś pół galerii? Ciebie tylko na chwilę z oka spuścić – pokiwał głową. Ciekawe czy znajdzie się coś dla mnie.
- A wiesz, to zależy czy lubisz się bawić plastikowymi samochodami?
- Plastikowymi samochodami?
- A no właśnie, bo ja chciałam Ci coś powiedzieć. Będziemy mieli okazję sprawdzić się w roli rodziców.
- No na pewno, za jakiś czas jak uda nam się załatwić wszystkie dokumenty adopcyjne, ale to jeszcze trochę potrwa z pewnością. Wsiadaj – otworzył jej drzwi samochodu.
- No właśnie… - urwała na chwilę. Piotr ja Cię przepraszam, ja wiem, że powinnam najpierw do Ciebie zadzwonić, ale to wyszło tak nagle. Mówiłam Ci, że mama Antka musi iść do szpitala.
- No tak wspominałaś.
- No i właśnie o Antosia chodzi. Antoś zostanie przez ten czas u nas.
- U nas? – Piotr zaniemówił.
- Tak, ona nie ma tu nikogo bliskiego, jej maż nie żyje, zginął na morzu, a my z Antosiem bardzo się polubiliśmy i tak sobie pomyślałam.
- No tak, moja żona ratująca cały świat – powiedział z przekąsem.
- Piotr no nie gniewaj się, proszę. Nie mogłam inaczej – patrzyła na niego błagalnym wzrokiem, a on nigdy nie mógł oprzeć się jej oczom i nawet jak był na nią o coś okropnie zły, cała złość mijała kiedy tylko spojrzała na niego tym maślanym wzrokiem.
- Hana, przecież ja się na Ciebie nie gniewam, tylko martwię się o Ciebie. Nie tak dawno miałaś wypadek i powinnaś się oszczędzać.
- Piotr, ludzie mają wypadki, a potem żyją normalnie. Ja się naprawdę dobrze czuję. Nie martw się – pogładziła go ręką po twarzy.
- Jesteś szalona, ale w sumie za to Cię kocham. A tak poza tym to lubię plastikowe samochody, ale wiesz, to jest męska zabawa więc się nie obraź, ale to ja się będę nimi bawił z Antkiem. Hana – dodał po chwili, a nie kupiłabyś mi kolejki elektrycznej? – rozmarzył się.
            Roześmiała się w głos.
- I kto tu jest szalony? Piotr – złapała go za przegub ręki. – Dziękuję.
***
            Piotr brał prysznic, a Hana przebierała pościel na łóżku, które przez jakiś czas miała należeć do Antosia. Na szczęście co jakiś czas odwiedzała ich Tosia, córka Piotra, więc w ich domu znajdował się pokój przystosowany dla dziecka. Niestety oba komplety pościeli jakiej miała zawierały elementy związane z księżniczkami, ale miała nadzieję, że Antosiowi nie sprawi to większego problemu. Miała też nadzieję, że Tosia nie będzie im miała tego za złe, że w jej pokoju pojawi się nowy lokator.
- Piotr musimy za chwilę jechać – niecierpliwiła się Hana
- Już wychodzę, jeszcze sekundę
- I to podobno kobiety spędzają dużo czasu w łazience – zaśmiała się do siebie.
            Po czasie który wydawał jej się być wiecznością Piotr w końcu wyszedł z łazienki. Podszedł do niej i mocno przytulił.
- Hana – spojrzał jej w oczy. – Ale mam nadzieję, że w całym tym szaleństwie nie zapomnisz o mężu?
- O mężu? Ale o jakim mężu? – przytuliła się do niego jeszcze mocniej.
- No żartownisia, no bardzo zabawne, naprawdę.
- Piotr, głuptasie, no pewnie, że o Tobie nie zapomnę. Nasze dni będą wyglądały trochę inaczej, ale nigdy nie pozwolę zejść Ci na drugi plan.
            Uspokoił się. Pocałował ją czule. Odwzajemniła pocałunek. Zapomniała na chwilę, że spieszą się do wyjścia. W jego ramionach zawsze czas przestawał istnieć.

wtorek, 12 sierpnia 2014

Someone like You.....



Rozdział 7 
   
           Nacisnęła dzwonek w mieszkaniu Antosia i jego mamy. Przestępowała z nogi na nogę jakby za chwilę miała wydarzyć się najważniejsza rzecz w jej życiu. Jadąc taksówką próbowała dodzwonić się do mamy Antka, jednak ta miała wyłączony telefon. Bała się, że ich obudzi, była dopiero 8 rano, ale nie mogła czekać z tą wiadomością ani chwili. Nie wysiedziałaby w domu nawet sekundy. Kobieta otworzyła po chwili.
- Hana, cześć – przywitała ją ze zdziwieniem na twarzy.
- Cześć, mogę na chwilę? Przepraszam, że tak wcześniej, pewnie was obudziłam, ale przeszkodziłam w śniadaniu, ale mam dla Ciebie wiadomość, która nie mogła czekać.
- Oczywiście, wejdź – odpowiedziała z uśmiechem.
            Antoś, kiedy tylko usłyszał głos Hany natychmiast przybiegł z kuchni i wtulił się mocno między jej nogi. Resztki płatków z mlekiem znalazły się teraz na spodniach Hany, jednak ona w ogóle się tym nie przejęła, a nawet ją to rozbawiło. Mama Antosia zaprosiła ją do salonu. Antkowi nawet się nie śniło spuszczać Hany z oka choćby na chwilę. Mimo, że mama prosiła go, żeby poszedł się pobawić do swojego pokoju, mały wyraźnie postanowił nie odklejać się od Hany.
- Co to za wiadomość? – spytała niepewnie kobieta.
- Rozmawiałam ostatnio z dyrektorem mojego szpitala w Twojej sprawie i obiecał pomóc. I udało się !! – mówiła podekscytowana. Jego kolega jest jednym z najlepszych kardiochirurgów w Polsce, ba, można powiedzieć, że na świecie. Powiedział, że przyjmie Cię do kliniki w której pracuje. Zrobią Ci wszystkie badania raz jeszcze i być może znajdzie się inna metoda leczenia, a jeśli nie, będziesz na samym szczycie listy do przeszczepu. Możesz tam jechać choćby dzisiaj ! Tutaj masz adres i wszystkie ważniejsze informacje – podała kobiecie kartkę.
- Ojej Hana ! Dziękuję ! – na jej twarzy zawitał uśmiech, który zniknął tak szybko jak się pojawił.
            Hana, która zdążyła to zauważyć zapytała:
- Coś się stało? Nie cieszysz się?
- Cieszę się, nawet bardzo się cieszę, tylko widzisz, ja nie mam z kim zostawić Antka.
- A jego tata?
            Znały się już trochę jednak mama Atka nigdy nie wspominała o jego tacie. Hanie nawet nie przyszło do głowy aby o niego zapytać. Kobieta posmutniała. Wskazała na zdjęcie, które stało na komodzie. Był na nim ciemnooki, przystojny brunet, w stroju marynarza. Hana zwróciła uwagę na jego oczy, które wydawały się być znajome. No tak ! Przecież takie same oczy miał Antoś.
- Mój mąż zginął na morzu. Był marynarzem. Zawsze chciał aby Antek poszedł w jego ślady. Marzył, że będą razem pływać po morzu, a gdy tylko się urodził kupił mu strój marynarza. Niestety nie doczekał nawet jego pierwszych urodzin. Od tamtej pory jesteśmy sami. Jakoś nie potrafię ułożyć sobie życia z kimś innym – po jej twarzy popłynęły łzy.
            Hana złapała ją za rękę i spojrzała wzrokiem pełnym współczucia.
- Bardzo mi przykro. Wiem, jak to jest stracić najważniejszą osobę w życiu – jej myśli powędrowały ku dziecku, które straciła.
- Widzisz, w takiej sytuacji... – urwała w pół zdania.
            Hana natychmiast zaprotestowała:
- Ale nawet nie ma mowy ! Musisz tam pojechać ! Jeśli się zgodzisz, Antoś może zostać przez ten czas u nas w domu. Piotr na pewno nie będzie miał nic przeciwko, a mi sprawisz ogromną radość. Zobacz – wskazała na Antosia, który przez całą rozmowę się do niej tulił – bardzo się polubiliśmy.
            Kobieta siedziała zamurowana jakby wydarzyło się coś nieprawdopodobnego.
- Hana, ja nigdy nie zrozumiem dlaczego Ty to wszystko dla nas robisz. Nie wiem czy mogę prosić Cię o tak wiele. Antoś naprawdę daje w kość, a Ty przecież jesteś po wypadku i masz też własne życie.
- Proszę zrób to dla mnie – Hana spojrzała na nią błagalnym wzrokiem. Naprawdę będę bardzo szczęśliwa, jeśli będę mogła spędzić z tym przystojniakiem trochę czasu. A Ty musisz wyzdrowieć !
- A Twój mąż? Nie będzie miał nic przeciwko?
- Piotr? Skąd ! On uwielbia dzieci. No nie daj się prosić – nalegała.
            Kobieta w końcu uległa, choć miała wyrzuty sumienia, że obciąża Hanę opieką nad synem. Wiedziała jednak, że nie ma innego wyjścia.
- Hana – spojrzała na nią z wdzięcznością – jak tylko wyjdę z tego szpitala, zrobię dla Ciebie wszystko, dosłownie wszystko.
            Hana uśmiechnęła się lekko.
- Muszę teraz lecieć, a Ty spakuj najpotrzebniejsze rzeczy Antosia, dobrze? I nic się nie martw, poradzimy sobie ! Przyjadę po niego po południu !
- Hana, jesteś aniołem !
- Spróbuj powiedzieć to mojemu mężowi – obie się roześmiały po czym Hana wyszła z ich mieszkania.

piątek, 8 sierpnia 2014

Because I'm happy....



Rozdział 6


            Siedziała wygodnie w fotelu z zamkniętymi oczami. Myślała o tych wszystkich wydarzeniach, które zaszły w ostatnim czasie. O wypadku, o Antosiu, o jego mamie, o adopcji. Była taka zamyślona, że nie słyszała wołania Piotra, który właśnie nakrywał do stołu. Dopiero gdy do niej podszedł i pogładził po ramieniu wyrwała się z zamyślenia.
- Kochanie, kolacja na stole – wyszeptał.
- Już idę – uśmiechnęła się lekko na widok męża w kuchennym fartuchu.
            Postanowiła, że porozmawia z Piotrem o adopcji i miała nadzieję, że tym razem ani telefon, ani nic innego jej w tym nie przeszkodzi.
            Z kuchni dobiegał zapach naleśników. Uwielbiała je, najbardziej te z konfiturami wiśniowymi. Mogła zjeść ich niezliczoną ilość, czego zupełnie nie było widać po jej figurze.
- Nawet sobie nie myśl, że tym razem wygrasz. I tak zjem więcej – powiedziała Hana pełna zadowolenia z siebie.
- Musiałbym być chyba smokiem, żeby wciągnąć tyle naleśników co Ty – zaśmiał się Piotr.
- Chcesz powiedzieć, że jestem smokiem? O nie !
            Zaczęli ganiać się wkoło stołu cały czas się śmiejąc, co wyglądało przynajmniej zabawnie, aż w końcu wpadli sobie w ramiona.
- Piotr – spojrzała mu w oczy. Chciałabym Ci coś powiedzieć.
            Usiedli do stołu. Patrzyli sobie w oczy.
- Jeśli chcesz powiedzieć, że zamierzasz już wrócić do pracy to wybij to sobie z głowy – powiedział stanowczo.
- Nie, nie, zupełnie nie o to chodzi. Chcę z Tobą porozmawiać o czymś o czym myślę od dłuższego czasu, ale nigdy nie miałam odwagi Ci tego powiedzieć, albo jak już miałam tę odwagę to coś nam przeszkadzało.
- Hana – spojrzał na nią z czułością. – Przecież wiesz, że możesz powiedzieć mi o wszystkim.
            Wyciągnął do niej rękę. Ścisnęła jego dłoń.
- Piotr tak długo już staramy się o dziecko i nic się nie dzieje. Pomyślałam, że skoro nie mogę zajść w ciążę to może moglibyśmy adoptować dziecko?
            Wydusiła to w końcu z siebie, a moment, w którym Piotr zastanawiał się nad odpowiedzią wydawał jej się być wiecznością.
- Wiesz, że od dawna myślałem o tym samym? I tak samo jak Ty bałem się podjąć temat. Bałem się, że pomyślisz, że nie wierzę, że możemy mieć własne dziecko, że nie wierzę w Ciebie.
            Spojrzeli na siebie z radością. Nie musieli już nic mówić. Wszystko było jasne.
***
            Stała przy oknie i wpatrywała się w niezliczone ilości przejeżdżających samochodów. Doszła do wniosku, że dość użalania się nad sobą, że musi wziąć się w garść i normalnie żyć. Przecież nie ona jedyna na świecie straciła dziecko. Myśl o adopcji dodawała jej odwagi, tym bardziej, że Piotr nie miał nic przeciwko, a wręcz przeciwnie był bardzo pozytywnie nastawiony. Piotr podszedł do niej i mocno ją przytulił, splatając swoje ramiona na jej brzuchu.
- O czym tak myślisz?- zapytał.
- O nas – odwróciła się i zarzuciła mu ręce na szyję. – O tym, że przecież mamy siebie, a to tak wiele. Przepraszam Cię Kochanie, że nie umiałam ostatnio tego docenić.  Przepraszam, że skupiałam się tylko na użalaniu się nad sobą. Wiem, że Tobie też się to udzieliło. Ale koniec z tym. Obiecuję !
            Piotr nic nie odpowiedział tylko przyciągnął Hanę do siebie. Włożył delikatnie palce w jej włosy i zaczął całować bez opamiętania. Tęsknił za dawną Haną. Teraz nareszcie wróciła. Ich ostatnie zbliżenia skupiały się wyłącznie na staraniu o dziecko, teraz nareszcie byli skupieni wyłącznie na sobie.
***
- Piotr wstawaj, spóźnisz się do pracy – Hana stała nad łóżkiem i usiłowała zrzucić z Piotra kołdrę.
- Teraz to wstawaj, tak? A w nocy to kto mi nie dał spać? – wyglądał jak po maratonie.
- Oj tam, oj tam, bez przesady, jakoś za bardzo nie protestowałeś – zaśmiała się. No wstawaj, wstawaj, śniadanie czeka.
            Po dłużej chwili Piotr w końcu usiadł do stołu. Z natury był rannym ptaszkiem. A może nie tyle z natury co w pewnym etapie jego życia medycyna zmusiła go do wstawania o świcie. Najpierw studia, później staż, specjalizacja, przygotowywanie do operacji i tak w kółko. Dziś jednak z chęcią nie wychodził by z łóżka. Hana w przeciwieństwie do Piotra była pełna energii. Nareszcie od dłuższego czasu czuła się w pełni szczęśliwa. Spojrzała na ziewającego męża.
- Oj biedactwo się nie wyspało, przyzwyczajaj się Piotr – zachichotała.
            Zanim zdążył zaprotestować zadzwonił jej telefon. Na wyświetlaczu pojawił się numer Trettera. Odebrała w pośpiechu.
- Cześć Stefan…… Nie, nie obudziłeś nas……Tak? To fantastycznie….. Skontaktuję się z nią jak najszybciej….. Zadzwonię….. Stefan, dziękuję.
            Rozłączyła się.
- Dzwonił Tretter, znalazł pomoc dla mamy Antosia – mówiła podekscytowana. Muszę się z nią jak najszybciej spotkać. Pojadę do nich, dobrze?
            Pokiwał głową.
- A Ty przypadkiem nie pomyl kierunków i nie powędruj do łóżka zamiast do pracy – była ewidentnie rozbawiona.
- Jesteś dziś bardzo zabawna wiesz?
            Pocałowała go czule na pożegnanie. Włożyła kilka rzeczy do torebki, ubrała pospiesznie buty i wyszła z domu.
- Kocham Cię ! – usłyszała zamykając drzwi.